-Co nim ?
Zapytałam od razu gdy tylko Nick odebrał telefon.
Byłam strasznie zmęczona podróżą.Jednak lot z Sydney do New Jersey trochę trwał.
Gdy tylko zakończyłam rozmowę od razu powiadomiłam przyjaciół.
Byli smutni ,że muszę wyjeżdżać a Luke był nawet zły o to ,że od razu pędzie do Justina.
On nie rozumiał.Mimo iż to wszystko się tak potoczyło,e on mnie zdradził to go kocham.
Jestem głupia ale to właśnie z miłości zgłupiałam i mogę to wykrzyczeć całemu światu.
Tyle ile przeszłam z tym chłopakiem sprawiło ,że mimo wszystko dalej chciałam
w to wszytko brnąć.
Moje myśl podsuwały m coraz to gorsze scenariusze.
Bałam się.Bałam się o tego głupiego szatyna.
Jak przypomnę sobie wszystkie te wydarzenia to mimowolnie uśmiech jest na moich ustach.
Nie na wszystkich wspomnieniach ale na większości.
Bo kto walczył o mnie ?
Kto był tym dupkiem ?
kto był gotowy szukać mnie na końcu świata ?
-Skoro jesteś Bad Boy'em powinieneś się nauczyć zakładając okulary skarbie-zaśmiałam się poprawiając Ray Bany.
Szatyn był prawdopodobnie oszołomiony obrotem spraw co ja wykorzystałam,bo szybko chwyciłam podręcznik.Zamykając szafkę udałam się w stronę klasy biologicznej.
*
-Heja-przywitałam się i miałam zamiar usiąść obok chłopców na kanapie ale kiedy przechodziłam obok stołu o coś zahaczyłam nogą i upadłam na podłogę.
-Co jest ?-zapytałam tak jakby samą siebie.
Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam tego całego Justina.
-Co ty robisz ? -zapytałam z niedowierzaniem patrząc jak wychodzi spod stołu.
-Nic-zaśmiał się stając już na równe nogi.
-Idiota-powiedziałam pod nosem i o własnych siłach wstałam z ziemi.
*
Spojrzałam na Justina który chyba specjalnie powoli oblizywał usta.
Nie powiem ale sprawiło to ,że w moim brzuchy poczułam przyjemne ciepełko.
Od razu zagryzłam wargę nie odrywając wzroku od szatyna,któremu najwidoczniej to się podobało.
*
-A może Justin ?
-Co Justin ? -zapytałam zdezorientowana.
-No może Justin by się z tobą przespał ? Mówiłaś ,że nie jest ci obojętny a ty mu.Mu chyba możesz powierzyć swój skarb-powiedziała.Chwilę zastanowiłam sie nad jej słowami i stwierdziłam
iż Bieber się nada.Wiem idiotycznie to brzmi no ale taka prawda.
*
-Justin ? -szepnęłam.
-Hmm?
-Prześpij się ze mną ....
*
W pewnym momencie odwróciłam dwoją głowę za siebie przez co moje usta były kilka milimetrów od jego.Nagle nasze oddechy przyśpieszyły,chłopak złapał mnie za nadgarstki i zaczął odwijać materiał z rękawic dzięki czemu już po chwili ich na dłoniach nie miałam.Nadal byłam do niego odwrócona a jego ciało przyległo mocniej do mojego a usta były tuż przy moich tak ,że mogłam poczuć ten miętowy zapach jego gumy do żucia i jego perfum.
A był to dopiero początek naszej wspólnej znajomości.
Żałuje niektórych czynów.Żałuje niektórych decyzji ale nigdy nie będę żałować tego ,że to właśnie jego spotkałam na swojej drodze.
-Szpital na Ball Street -była to jedyna odpowiedź jaką usłyszałam od swojego brata.
Zdenerwowałam się jeszcze bardziej i szybko wyszłam na chodnik próbując złamać taksówkę.
Po nieudanych próbach wreszcie mi się to udało.
Westchnęłam zadowolona i podałam adres,
Weszłam szybko do budynku i natychmiast ruszyłam do recepcji.
-Gdzie leży Justin Bieber?-zapytałam od razu
-A jest pan kimś z rodziny ?-spojrzała na mnie kątek oka.
-Tak..ja jestem jego narzeczoną -powiedział szybko
Byłam zbyt zdeterminowana aby przedłużać take gadanie.
-Sala 246 -powiedziała ponownie zanurzając nos w kartkach.
Ruszyłam w stronę windy.Nie wiedziałam które to piętro.
Nagle zauważyłam małą mapkę na ścianie obok plakatu o ciąży.
Przez myśl przeszło mi jak to by było gdybym miała małego bobasa a ojcem by był Justin.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam szukać sali.
Okazało się ,że jest na 3 piętrze w lewym skrzydle szpitala.
Pobiegłam do windy i od razu wjechałam an właściwe piętro.
Nerwowo stukałam stopą o ziemię będąc zirytowana długą jazdą windy.
-Jak z nim ? -zapytałam bliska płaczu.
Całe zdenerwowanie,złość i przygnębienie zaczęło kumulować się we mnie,
-Jego noga potrzebuje rehabilitacji,została zgnieciona gdy samochód się okręcił.Ma liczne siniaki i zadrapania na razie nic więcej nie wiemy.Lekarze boją się ,że któryś narząd mógł nie wytrzymać.
Opadłam na siedzenie słysząc słowa Chada.Sarah wtuliła się w niego zaciskając mocno jego bluzę.
Spojrzałam na drzwi przede mną.
Łzy płynęły z moich oczu.
3 godziny później
-Może wejść na razie tylko jedna osoba -powiedział lekarz do nas.
Spojrzałam na innych.Ich wzrok zaś był skierowany na mnie.
Pokiwałam głową i ruszyłam do drzwi.
Popchnęłam je lekko biorąc wcześniej głęboki oddech.
Podeszłam na łóżka na którym leżało ciało szatyna.
Schyliłam się i pocałowałam go w czoło znów zaczynając szlochać.
Złapałam za jego dłoń i splotłam nasze palce ze sobą.
-Kocham cię -wyszeptałam
-Nawet nie wiesz jak bardzo,bałam się ,że cię już nie zobaczę.Nie usłyszę twojego głosy i tych głupich żartów.-kontynuowałam
-Wróciłam ,wróciłam bo cię strasznie mocno kocham -pocałowałam nasze splecione dłonie.
Spojrzałam na jego spokojną twarz.
Zauważyłam jak lekki uśmiech formuje się na jego ustach.
-Kocham cię -usłyszałam jego zachrypnięty głos.
Nachyliłam się i pocałowałam kącik jego ust.
-Chcę mięć z tobą dużo dzieci,bardzo dużo.Chłopiec będzie Zack ,dziewczyna Lux ,podam obgadamy resztę
Zaśmiałam się słysząc jego słowa.Będzie spaniałym ojcem.
Położyłam się obok niego ,wtulając w jego sylwetkę.
Nie obchodziły mnie teraz kabli teraz był ważny on.
-Co to znaczy "za daleko" ?
-Wszystko jest "za daleko".Chcę żebyś było tu...obok...już zawsze
*******************
No i koniec :(
Smutno mi ale cóż. Mało osób czyta tego bloga ja z resztą sama go za nie dbałam.
Na początku było okey.Dużo osób czytało i komentowało.
Teraz jak czytam od początku zauważyłam jak zmienił mi się styl pisania i wgl.
Dziękuję za wasze wejścia i komentarze.
Napiszcie mi coś miłego♥
Tak wgl to pierwsze swoje poważniejsze opowiadanie też zakończyłam sceną w szpitalu xD
Jakby komuś się nudziło -> KLIK
Zastanawiam się nad drugą częścią ale czy jest sens ?
Oceńcie sami ♥